iPad - obiekt westchnień milionów, odmieniany przez wszystkie przypadki i rodzaje. Jako samozwańczy geek wielbiciel wszystkiego co fajne, błyszczące i z ekranem, postanowiłem przyjrzeć się zagadnieniu bliżej.
Niestety moje maile do dystrybutorów sprzętu Apple z prośbą o udostępnienie egzemplarza do testów, nie spotkały się z pozytywną odpowiedzią (właściwie nie spotkały się z jakąkolwiek odpowiedzią, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że większość firm ma potencjalnego klienta w d.... dopóki nie trzyma w ręku pliku stuzłotówek - a wystarczyło przecież tylko odpisać: “Niestety nie damy. Pozdrawiamy”). Ale trudno, widocznie są bardzo zajęci. A ponieważ ja nie jestem jakimś głupim pastuchem, który by zawracał głowę rodzimym sprzedawcom i działom PR dystrybutorów Apple, stwierdziłem, że ulżę ich cierpieniu i iPada kupię. W USA. Za iPada 2 16GB zapłaciłem 525$ + flaszka dla szwagra cioci brata, czyli jakieś 1550zł, czyli 500zł taniej niż w sklepie Apple w Warszawie. Jest to w zupełności zrozumiałe - Amerykanie to biedny, zacofany, wręcz ubogi naród więc wszystko muszą mieć tańsze. Nie to co my w Europie, a zwłaszcza w Polsce (czytałem taki dokument “Strategia Lizbońska” więc wiem, że do 2012 gospodarka UE prześcignie gospodarkę USA dwukrotnie - jestem więc spokojny).
No dobrze. Sprzęt, szwagier i samolot w drodze, flaszka w lodówce, ja w pokoju... a żona?